Łowienie czarniaków – dorsz czarny

Duże czarniaki tylko na pełnym morzu

Jeżeli więc chcemy się zmierzyć z dużym czarniakiem, powinniśmy łowić z kutra.
Przed wyruszeniem na ryby wskazane jest kupno jakiegoś środka przeciwko chorobie morskiej i wcześniejsze zarezerwowanie miejsca na łodzi. Szyprowie kutrów w Norwegii znają wiele świetnych łowisk tych ryb i bez trudu potrafią je zlokalizować nawet bardzo daleko od brzegu. Na pełnym morzu łowimy oczywiście zupełnie inaczej.
Lekki spinning i małe pilkery śmiało możemy zostawić w domu. Z kutra łowimy na solidny sprzęt z dużym kołowrotkiem stacjonarnym lub multipli-katorem. Przynętą są duże pilkery. Możemy też spróbować swych sił na zestaw z przynętą naturalną. Wyśmienitym łowiskiem dużych czarniaków jest także Gelbe Riff u północno-zachodnich wybrzeży Danii. Łowi się tam przeważnie na pilkery o masie od 250 do 400 gramów. Jedynie przy bardzo spokojnym morzu (co w okolicach Gelbe Riff zdarza się niezmiernie rzadko), dobre wyniki odnosi się także łowiąc na lżejsze modele pilkerów.

Wędkarskie szczęście

Nie przesadzę, jeżeli powiem, że czarniaki o masie ponad 5 kg są wspaniałymi sportowymi rybami. Piękne okazy tych ryb można złowić nie tylko na wysokości Norwegii, czy w Gelben Riff, ale także u wybrzeży Szkocji, Irlandii, Anglii, Islandii oraz w pobliżu Wysp Owczych. Od czasu do czasu na wędkę biorą także czarniaki-olbrzymy, ryby o masie ponad 10 kg. Złowieniem takiego okazu mogą się jednak pochwalić tylko wędkarze o wyjątkowym szczęściu. Z wyjątkiem rekordowych sztuk, czarniaki można łowić na całej długości wybrzeża Północnego Atlantyku. Pod warunkiem jednak, że dane łowisko będzie głębokie, a woda odpowiednio słona.
Duże czarniaki rzadko stoją nad samym dnem, gdyż tam niepodzielnie królują dorsze. Gdzie więc szukać tych niezwykle walecznych ryb? W toni wodnej przeważnie 6-8 m. nad dnem. Czasami jeszcze płycej. Po zamontowaniu nad pilkerem wabika szanse na udany połów będą większe. Najlepszymi wabikami są jaskrawoczerwone norweskie gummimakki. Czarniaki chętniej atakują wabik, niż samego pilkera.
Pilkera lub wabik atakują już w momencie opadania przynęty w wodzie. Podczas wędkowania najważniejsze jest żywe prowadzenie przynęty, gdyż czarniaki są bardzo ostrożne i prawie nigdy nie interesują się „martwym kawałkiem metalu” zwisającym na żyłce.

Łowne filety

Jeżeli ktoś jest większym zwolennikiem łowienia na przynęty naturalne, niż na pilkery, to najlepszą przynętę jaką mogę mu polecić są podłużne filety (paski) wycięte ze świeżych, tłustych ryb morskich (makrele, śledzie). Zestaw opuszczamy do wody tuż przy burcie kutra. Czekamy aż ciężarek opadnie na dno, a następnie nawijamy na kołowrotek ok. 3-4 m. żyłki i pozwalamy przynęcie trochę „potańczyć” w głębinowym prądzie morskim. Jeżeli przez dłuższy czas nie ma brania, ponownie nawijamy kilka metrów żyłki i zaczynamy całą zabawę od nowa. Ewentualnie możemy spróbować trzeci raz nawinąć trochę żyłki i przez kilka minut poczekać na branie. Branie dużego czarniaka jest bardzo gwałtowne. Ryba chwyta przynętę do pyska i od razu rzuca się do natychmiastowej wręcz sprinterskiej ucieczki. Prawdziwy taniec na wędce zaczyna się jednak dopiero po zacięciu. W Gelbe Riff złowiłem kiedyś zaraz po sobie dorsza i czarniaka (ryby miały po 7 kg) i od tamtej pory dokładnie wiem jaka jest różnica w holu obydwu tych gatunków. Dorsz zadrgał po braniu kilka razy na kiju a następnie przez cały czas majestatycznie murował do dna. Trochę się jeszcze poszarpał przy dnie i dał się wyciągnąć na powierzchnię z ponad 50-metrowej głębokości. Pod koniec zupełnie przestał stawiać opór, ale jest to zrozumiałe, gdyż podczas szybkiego holu z dużej głębokości rybom przeważnie pękają pęcherze pławne i o dalszej walce nie ma już mowy. Czarniak za to dał mi nieźle popalić. Branie było tak energiczne, że o mało nie wyrwało mi kija z ręki. Ryba z szybkością błyskawicy przymurowała do dna. Kołowrotek oddający żyłkę prawie dymił, wygięte w imponujący pałąk wędzisko trzeszczało. Ledwie udało mi się odzyskać kilka metrów żyłki, ryba natychmiast odskakiwała w bok. Kołowrotek od razu zaczynał drzeć się jak oszalały, ja zresztą też. Po wielu emocjonujących chwilach mój przeciwnik znalazł się w połowie drogi ku powierzchni. W tym momencie ryba uznała chyba, że sprawy przybrały dla niej niekorzystny obrót, gdyż zaczęła wywijać w wodzie wściekłe młyńce i energicznie trząść pyskiem. Całe szczęście, że była dobrze zapięta, a haczyk wytrzymał tę próbę sił. Szyper jednym płynnym ruchem osęki podebrał czarniaka, gdy tylko znalazł się na powierzchni. Potem – nie bez trudu – wciągnął go w końcu na pokład.
Na co miałem to branie? Oczywiście na wabik, czerwonego gummimakka, killera czarniaków nr 1. Dorsz, który tak szalałby na wędce, musiałby być chyba dwa razy większy od tego czarniaka, którego udało mi się złowić. Nic więc dziwnego, że marketingowa nazwa czarniaków brzmi „morski łosoś”. Ryba ta nie jest w ogóle spokrewniona z salmonidami, jednak podczas holu dostarcza tylu emocji, co prawdziwy łosoś.