Łowienie linów

Węgorze, sandacze i sumy są typowymi rybami nocnymi. A jak to jest z linami? Okazuje się, że ryby te także najlepiej biorą w ciemnościach, szczególnie w zbiornikach, co do których odnosi się wrażenie, że jest w nich bardzo mało linów.
Liny, podobnie jak węgorze i sumy, są rybami, które sprawiają wędkarzom sporo problemów. Tylko nieliczni koledzy mogą pochwalić się, że specjalizują się w łowieniu linów i regularnie odnoszą sukcesy. A tak naprawdę, to złowienie w sezonie pięćdziesięciu lub więcej niezwykle atrakcyjnych wędkarsko linów wcale nie jest takie trudne. Pod warunkiem, że będzie się łowiło na odpowiedni sprzęt – powiedzą zaraz niektórzy z Was. Nonsens! Dobrej jakości sprzęt jedynie współdecyduje o sukcesie i nic poza tym. Najważniejsza jest odpowiednia pora wędkowania, gdyż liny są typowymi rybami nocnymi! Moim zdaniem liny biorą w nocy znacznie lepiej, niż jak podaje literatura wędkarska, pod wieczór lub wczesnym rankiem.

Odpowiednie przygotowanie

Za tajemnicze „zniknięcia” linów w niektórych zarybianych nimi zbiornikach wodnych nie zawsze należy obarczać winą występujące tam duże szczupaki. Odpowiedź na pytanie, czy w danym akwenie występują liny można uzyskać po odpowiednio przygotowanej nocnej zasiadce. gdy nastawimy się wyłącznie na łowienie linów. A propos dużych szczupaków – zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w akwenach, w których żyją te drapieżniki, występują także duże okazy linów. Obydwa te gatunki często można w tym samym czasie celowo łowić na wędkę. – Przykłady, przykłady! – słyszę już głosy. Moja dotychczasową praktyka wędkarska jest jednym wielkim przykładem. Akwenem, w którym najchętniej łowię liny, jest bardzo stary staw powstały w miejscu, w którym kiedyś kopano torf. Liny występowały tam praktycznie zawsze, zawsze też łowiono je na wędkę. Niestety, rzadko kiedy udawało się złowić więcej niż dwa liny w ciągu dnia, jeszcze rzadziej były to ryby o masie ponad jednego kilograma. Wędkarze mieli więc ugruntowane zdanie na temat tego torfniaka. Rzeczywistość była jednak inna. Za kiepskie wyniki w łowieniu linów wszyscy obarczali winą szczupaki, nikt nie domyślał się nawet, że wiele linów w tej sadzawce dorasta do ponad dwóch kilogramów oraz że gatunek ten dominuje w całym zbiorniku. Odkryłem to zupełnie przypadkowo w czerwcu kilka lat temu. Było wtedy tak gorąco, że nie chciały brać nawet małe wzdręgi, będące prawdziwym utrapieniem podczas łowienia linów. Z nudów postanowiłem zrobić rundkę wokół stawu. Podchodząc do powalonego do wody wielkiego drzewa zauważyłem, że normalnie brązowe dno, pod drzewem było czarne jak smoła. Nie zastanawiając się nad tym spostrzeżeniem, zdecydowałem się wejść na drzewo, gdyż zapragnąłem odczepić samotnie wiszącą na jednej z suchych gałęzi wirówkę, urwaną przez któregoś z wędkarzy. W momencie, gdy pień drzewa zaczął powoli zanurzać się w wodzie pod wpływem ciężaru mojego ciała, czarne dno ożyło.

Dziesiątki linów

Niektóre, uciekające w popłochu, były olbrzymie. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że w tak małym zbiorniku mogą żyć tak duże liny, a co dopiero, że można spróbować łowić je na wędkę. Było lato, czas urlopów i wakacji, a ja, niczym w akordzie pracowałem na swoje wędkarskie sukcesy. Zaczynałem wcześnie rano, spałem w ciągu dnia. a wieczorem ponownie wracałem nad wodę. W nocy natomiast łapałem, rosówki, najskuteczniejszą przynętę (i zanętę) na liny, jaką znam. Tamtego lata złowiłem także wiele ładnych szczupaków, kilkanaście pięknych wzdręg i kilogramowych karasi oraz sporo dorodnych płoci.

Intensywne żerowanie

Ryby tak się przyzwyczaiły do zanęcanego przeze mnie miejsca, że zaczynały intensywnie żerować już w momencie, gdy do wody wpadała pierwsza kula zanętowa. Niestety, mimo usilnych starań, ani razu nie udało mi się złowić w dzień więcej, niż dwa, co najwyżej cztery liny. Ryby te nie miały więcej niż 0.8 kg. Jednym słowem – żadnych rewelacji.
Przełom nastąpił również na zasadzie przypadku. Szukając dobrego łowiska węgorzy postanowiłem przy okazji „przetestować” mój ulubiony staw linowy. W ciemną, sierpniową noc zarzuciłem dwie wędki i przeżyłem niezapomnianą przygodę. Zamiast oczekiwanych węgorzy, regularnie zaczęły brać na rosówki przepiękne liny. Jeden z nich miał nawet ponad dwa kilogramy, a więc przekroczył granicę wędkarskich marzeń. Tak ostrożnym w ciągu dnia linom w ogóle nie przeszkadzało, że łowiłem na ciężkiego kalibru sprzęt węgorzowy. Tajemnica „znikania” linów wyjaśniła się sama -większość ryb (szczególnie te największe) intensywnie żerowała tylko w nocy.