Nęcenie węgorzy

Węgorze mają bardzo dobrze rozwinięty zmysł węchu. Atrakcyjnie pachnąca zanęta wabi je nawet z bardzo dużej odległości.
Co sądzicie o nęceniu węgorzy? Założę się, że uważacie, iż jest to najgłupszy pomysł pod słońcem. A może jednak nie? Pomyślcie tylko – wędkarz, który chce złowić węgorza. albo musi mu podać przynętę pod sam nos. albo w jakiś sposób zwabić w okolice przynęty. A w jaki sposób przyciąga się ryby w łowisko? Oczywiście tylko odpowiednim nęceniem! Wędkarze specjalizujący się w łowieniu ryb spokojnego żeru wiedzą o tym doskonale, koledzy nastawiający się na łowienie węgorzy, rzadko kiedy biorą taką możliwość pod uwagę. Nie wyobrażam już sobie skutecznego łowienia węgorzy bez wcześniejszego zanęcenia. Szczególnie wtedy, gdy wędkuję w dużym, nie znanym mi akwenie.

Przeważnie duże

Niektórzy łowcy węgorzy, zdecydowani przeciwnicy nęcenia, uważają, że ewentualnie zwabione zanętą węgorze szybko zaspokajają głód. a następnie ignorują przynętę. W pewnym sensie może to i racja, ale jest „ryzyko”, które i tak się bardzo opłaca. Inni koledzy natomiast nie decydują się na nęcenie, gdyż sądzą, że zanęta przyciąga wszystkie węgorze z całej okolicy, a wtedy przez całą noc biorą tylko „sznurowadła”, których zawsze jest najwięcej. To także jest możliwe, choć, jeżeli chodzi o mnie, to cieszyłbym się nawet taktem, że węgorze przynajmniej reagują na moją zanętę. Jedynie całkowity brak brań daje co nieco do myślenia. Uważam bowiem, że jeżeli zanęta przyciąga w łowisko małe węgorze, pojawienie się tych największych jest tylko kwestią czasu. W łowiskach z niewielką ilością węgorzy, ale za to na prawdę dużych nęcenie jest jedynym sposobem na odnoszenie sukcesów. Skąd mam taką pewność? Z praktyki. Razem z sześcioma kolegami z mojego koła postanowiliśmy kiedyś łowić węgorze w dwóch dużych jeziorach. Nęciłem tylko ja. Pod koniec sezonu miałem na swym koncie sześć ryb o masie 0,8-4,0 kg, natomiast moi „konkurenci” zakończyli sezon z wynikiem zerowym. Tylko jeden z tych sześciu węgorzy był mały, reszta to prawdziwe „pyty”. Na marginesie dodam też, że w przypadku obydwu tych jezior, nie słyszałem jeszcze o złowieniu węgorza bez wcześniejszego nęcenia. Jeziora te były w pewnym sensie wyjątkowe (mało węgorzy), jednak całkiem podobne pod tym względem mogą być akweny w pobliżu Waszego miejsca zamieszkania. Wszyscy uważają, że nie ma już w nich węgorzy, a tu nagle okazuje się, że po odpowiednim zanęceniu biorą od czasu do czasu prawdziwe okazy. Zanim zacząłem nęcić, wszystkie brania węgorzy były bardzo typowe – ostrożne pochwycenie przynęty, a następnie długa ucieczka. Niektóre ucieczki węgorzy były tak szybkie, że czasami, zanim się zorientowałem, że mam branie i podbiegłem do wędki, w momencie zamykania kabłąka, na szpuli miałem już tylko kilka metrów żyłki. Po rozpoczęciu nęcenia brania stały się znacznie delikatniejsze, węgorze przestały też uciekać w typowy dla siebie sposób.

Węgorze jak kaczki

Bardzo często węgorze brały ostrożnie jak leszcze – wskaźnik brań podnosił się o kilka centymetrów do góry, a następnie zastygał w bezruchu. W tego typu sytuacjach wędkarz musi być przez cały czas czujny jak żuraw, gdyż już kilkunastosekundowe spóźnienie się z zacięciem kończy się bardzo głębokim połknięciem haczyka przez rybę. Chcąc „czysto” łowić nęcone węgorze, musimy zacinać od razu po zauważeniu brania. Wielokrotnie się nad tym zastanawiałem. gdyż przeczy to wszystkim regułom. w myśl których biorącemu węgorzowi należy dać czas na połknięcie przynęty. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że wytłumaczenie może być tylko jedno – węgorz bez najmniejszych podejrzeń akceptuje przynętę i od razu ją połyka (normalnie chwyta ją do pyska i połyka dopiero podczas długiej ucieczki). Być może nocne drapieżniki wyzbywały się ostrożności ze względu na regularne nęcenie przez cały tydzień (łowię przeważnie tylko w noce z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę). Węgorze, które raz znajdą systematycznie nęcone miejsce, co jakiś czas wracają tam z powrotem i bez najmniejszych obaw zaczynają żerować. Pod tym względem ryby te bardzo przypominają karmione chlebem, na wpół oswojone kaczki krzyżówki. Jeżeli podczas rodzinnego spaceru w parku z sadzawką nasza pociecha rzuci na wodę tylko jedną skórkę chleba, kaczki biją się o nią jak oszalałe. Jeżeli natomiast zaczynamy karmić je rodzinnie, rzucając od razu pół bochenka pokrojonego na kawałki chleba, kaczki posilają się całkiem spokojnie, gdyż wiedzą, że chleba wystarczy dla wszystkich. Węgorze biorą bardzo delikatnie także w miejscach, w które wiatr nanosi naturalnie śnięte ryby. Są to miejsca niejako „zanęcone” przez przyrodę. Nie oznacza to jednak, że po stwierdzeniu takiego faktu należy całkowicie zrezygnować z nęcenia. Wędkarze specjalizujący się w łowieniu ryb spokojnego żeru ciągle nęcą wybrane łowiska, dzięki czemu przyciągają w nie ryby i przyzwyczajają je do zanęty (przynęty). Dlaczego więc my, łowcy węgorzy, nie mielibyśmy skorzystać z doświadczeń naszych kolegów? Rosówki, czerwone i białe robaki oraz martwe rybki są zanętą działającą niezwykle prowokująco także na węgorze. Przy okazji, w łowisku pojawiają się czasami także szczupaki, karpie, liny, płocie i okonie. Pół biedy, jeżeli są to tylko pojedyncze ryby. Jeżeli jest ich więcej, szanse na branie węgorza maleją (szczególnie gdy w pobliżu zanęconego miejsca „zadomowi” się na stałe kilka szczupaków).